niedziela, 27 lutego 2011

Bałwanki na 75 procent


Na początek przydałoby się jakieś wyjaśnienie tak długiego opóźnienia w bałwankach. Ale zamiast tego będzie krótki poradnik, jak zrobić sobie przymusowy urlop od robótkowania.

Po pierwsze: należy znaleźć kaktusa. Nie może to być byle jaki kaktus, o nie... Koniecznie musi być to taki, które igły są a) bezbarwne i b) super łamliwe.
Następnie należy ustalić, którą ręką najczęściej pracujemy oraz doprowadzić do spotkania owej ręki z uprzednio wspomnianym kaktusem.
Uwaga! Nie należy wyjmować wszystkich igieł z palców - to by było zbyt łatwe... Kilka należy przegapić i pozostawić na jakiś czas. Po takich przygotowaniach pozostaje nam tylko czekać.

Postępując zgodnie z tymi zasadami zapewniłam sobie rozrywkę na popołudnia i wieczory w postaci moczenia ręki w mydlinach i próbach (za przeproszeniem) wyciskania igiełek... Przy okazji najbliższej wizyty u lekarza pochwaliłam się wyczynem - pani doktor również pochwaliła rozwijające się radośnie zakażenie i uprzejmie wypisała skierowanie do chirurga... Wyprosiłam maść z antybiotykiem i z jeszcze większym zapałem (pod groźbą skalpela!) kontynuowałam moczenie...

Szczegóły (krwawe) pominę. Efekt jest taki, że chyba wszystko powyciągałam, ale mam jednak podejrzenia co do jednego palucha. Ale mogę już pisać. I trzymać igłę - fakt, inaczej niż zwykle:D

Sporo, naprawdę sporo drzazg napotkałam w dzieciństwie i nigdy nie było to problemem dłuższym niż parę chwil podczas wyciągania drzazgi. Ten kaktus pobił je wszystkie - igły są niewidoczne i nie ma jak ich podważyć.

Nie lubię kaktusów.

Wracając do bałwanów. Ciekawi mnie, co będzie pierwsze: wiosna czy moje ukończone bałwanki?
W kilka dni dokończyłam trzeciego z czterech: wymiatacza zimy.

Photobucket

Najfajniejsze u niego są chyba pompony przy szaliku:)

Ten jasnoniebieski zarys w lewym górnym rogu to nie chmurka, tylko początek bałwana czwartego. Nie zmieścił się w pionie, to będzie latał w poziomie.


Na koniec zapraszam nad nasze morze:) Zobaczcie, jakie jest piękne - nawet w zimie:)

Photobucket

Tak wygląda zamarznięta zatoka - widok na klif.

8 komentarzy:

  1. Oj, uj, ała .... ale boli. Daj spokój: Twój opis i moja wyobraźnia w kwestii igieł mnie powaliły. Pomimo iż dotarłam do długoterminowych bałwanów z Antarktydy i pięknego klifu to igły i obraz ich pozbywania się ... boli. Współczuję i uważam ze jesteś bardzo usprawiedliwiona.

    OdpowiedzUsuń
  2. ja chciałam powiedzieć że mnie też boli jak czytam ... współczuję i cieszę się że już jest lepiej.
    A mimo ogromnej sympatii do Twoich bałwanów mam nadzieję że pierwsza będzie wiosna!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja już prawie wszystkich kaktusów się z domu pozbyłam, a po Twoim wpisie wywalę chyba jeszcze te nieliczne, które zostały, brrrrr...
    Bałwanki, kończyć się i mykać mi stąd, wiosna ma być ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. aż mnie zabolały moje palce przy tym drastycznym opisie... dobrze że już Ci lepiej. Wylecz ten palec do końca i uważaj na drugi raz, bo szkoda byś miała taki przymusowy zakaz zliżania się do igieł... Pozdrowionka :)) aha. bałwanki są ekstra!

    OdpowiedzUsuń
  5. Ann... no aż ciary poszły po grzbiecie. Pilnuj się Kobieto, bo jesteś potrzebna ze swoimi paluszkami! Bałwanki urocze!!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. ło matko - morze zamarzło!!!

    kaktusów nie zazdraszczam, oj nie :(

    a bałwanki słodziaki są i już :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Dopiero trafiłam na Twój blag i od razu mi się spodobał. Zainteresowałaś mnie jeszcze bardziej zdjęciem, na którym zapraszasz w zimie nad morze. Czy mieszkasz gdzieś w Trójmieście?? :P pytam ponieważ Piegucha na swoim blogu zachwala jak może pasmanterię, w której się zaopatrujesz no i jeśli jesteś z nad morza podpowiesz gdzie to takie cudo jest otwarte?? :P

    OdpowiedzUsuń
  8. Karolina: zgadza się, jestem z Trójmiasta:))
    Namiary na pasmanterię zostawiłam w komentarzu na Twoim blogu:)

    OdpowiedzUsuń